W tygodniu naznaczonym stygmatem
abdykacji papieża, żadna wiadomość nie jest nie jest w stanie wywołać większego
zainteresowania (może z wyjątkiem gali Viva Najpiękniejsi, bo nią właśnie
żył dzisiaj portal Gazeta.pl, który czytuję regularnie, zastanawiając się nad
kolejnymi akapitami mojego opus magnum, w skrócie MGR). Gdyby jednak
Katarzyna Kolenda Zaleska wiedziała, że właśnie publikuję przepis na najlepszy
humus tej półkuli, zamiast z placu Św. Piotra, prowadziłaby relację z
mojego pokoju. Jestem w stanie sobie taką sytuację wyobrazić (niech to
odzwierciedla minimalny poziom sławy, do którego dążę) i dlatego odpowiem
szczegółowo na pytania, które na pewno by padły. Przede wszystkim, pani
Katarzyno (choć po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że po stokroć wolałabym,
żeby był na jej miejscu Szymon Hołownia, bo przecież i jemu tematyka papieska
nie jest obca), a więc pardon, panie Szymonie, wielokrotnie byłam
proszona, żeby tę recepturę zdradzić. Wahałam się jednak, bo jest w dużym
stopniu autorska, opracowana przeze mnie i Motka na podstawie przepisów
dostępnych w języku hebrajskim tylko dla Żydów i Masonów, ale stwierdziłam, że
dla dobra ludzkości nie mogę jej dalej trzymać w tajemnicy. Niemałe znaczenie
miał tu mój chrześcijański odruch pomocy bliźnim. Dziś właśnie odebrałam
telefon od zdesperowanej Marii R., która, znając moje bliskowschodnie koneksje,
łkała do słuchawki, prosząc o ujawnienie przepisu. Oczywiście panie Szymonie,
już uprzedzam pana pytanie. Naród wybrany życzy papieżowi dużo zdrowia, a zdrowie
jak nic innego zapewniają właśnie strąki, czyli między innymi cieciorka, obecna
w humusie w takiej ilości jak pan w moim sercu. Kokietuję troszkę pana i
naszych telewidzów, bo w rzeczywistości serduszko moje należy w stu procentach
do Motka, ale o tym publicznie opowiadać nie będę, chyba że za dobre pieniądze.
Pora jednak zakasać rękawy i przygotować nasze danie, bogate nie tylko we
składniki odżywcze, ale i ideologiczne piękno koegzystencji
arabsko-izraelskiej.
Potrzebne będą:
- ciecierzyca
- pasta tahini/tehina (do
kupienia w sklepach ze zdrową żywnością, kącikach z egzotycznym jedzeniem w
ekskluzywnych supermarketach, we Wrocławiu na jednym ze stoisk na Hali Targowej
- importowana z Czech, kosztuje tam około 13 zł)
- oliwa z oliwek
- czosnek
- cebula
- sól
- soda oczyszczona
- cytryna
- papryka w proszku i posiekana
natka pietruszki do dekoracji.
Ilości składników celowo nie
podaję, bo najlepiej eksperymentować z proporcjami ciecierzycy i tahiny, odkrywając
ulubiony smak. Ja na 500 gram cieciorki (to bardzo duża porcja, starczy na lanczyk
dla 6 głodnych osób) dodaję około szklankę tahiny.
Najważniejsze w przygotowywaniu
humusu jest namoczenie ciecierzycy odpowiednio wcześnie i pozostawienie jej na 24
godziny (najlepiej wymienić wodę raz czy dwa razy, jeśli cieciorka będzie
moczyła się krócej, tragedii nie będzie). Następnie ciecierzycę gotujemy w
dużej ilości wody, dodając sól, sodę oczyszczoną (małą łyżeczkę), obraną cebulę
i kilka ząbków czosnku, dopóki nie będzie miękka. Odcedzamy, a wodę, która
została z gotowania przelewamy do osobnej miseczki, będzie nam jeszcze
potrzebna do rozcieńczania pasty (zrobi się z niej brzydka brązowa galareta,
ale nie należy się tym przejmować). Cebulę wyrzucamy, a jak hodujemy świnki (co
z całego koszernego serca odradzam), to dajemy świnkom. Ciecierzycę razem z
rozgotowanymi ząbkami czosnku (czosnek można dodać też świeży na tym etapie
produkcji, wtedy będzie miał bardziej intensywny smak – ja akurat nie
przepadam) miksujemy blenderem, dodając tahinę, sok z cytryny i sól, jeśli ta z
gotowania to za mało na podniesienie ciśnienia tętniczego krwi. Z wyczuciem
dodajemy naszej zgalareciałej wody, tak żeby humus miał jednolitą konsystencję
standardowej pasty na kanapki. Podajemy w miseczkach lub na talerzykach,
formując w środku charakterystyczne wgłębienie. Ozdabiamy papryką w proszku,
posiekaną natką pietruszki i skrapiamy oliwą z oliwek. Humus najlepiej smakuje
jedzony z pitą i popijany kolą, jak na telawiwskim bruku i szuku*.
Beteawon!**
![]() |
Humus profesjonalnie przygotował (z moją nieocenioną pomocą) i sfotografował Motek. |
*szuk - targowisko
**Smacznego!
Critter of Zion.